Tytuł: "Listy do M."
Reżyser: Mitja Okorn
Obsada:
Maciej Stuhr - Mikołaj Konieczny
Roma Gąsiorowska - Doris
Tomasz Karolak - Melchior "Mel Gibson"
Agnieszka Dygant - Karina Lisiecka (żona Szczepana)
Piotr Adamczyk - Szczepan Lisiecki (mąż Kariny)
Agnieszka Wagner - Małgorzata, szefowa Mikołaja (żona Wojciecha)
Wojciech Malajkat - Wojciech (mąż Małgorzaty)
Uwaga! Recenzja zawiera spoilery!
Nie sądzę, aby była osoba, która nie słyszała o tej słynnej, polskiej komedii romantycznej. Widziałam wiele pozytywnych opinii. Gdy w Sylwestrowy wieczór postanowiłam z Natalią coś obejrzeć, stanęło właśnie na ten film. Co prawda, święta już minęły, to tak też zrobiłyśmy.
Rozpocznę od tytułu, który jak dla mnie - wcale nie pasuje! Owszem, występowała postać Świętego Mikołaja, czyli przebranego Karolaka, lecz nadal nie do końca wiem, skąd te "Listy do M.". Może po prostu miało to zachęcić jeszcze bardziej do obejrzenia, w końcu tytuł powinien być zachęcający. A może miało to pokazać atmosferę świąt występującą w filmie?
Akcja filmu odbywa się w Warszawie tuż i w święta Bożego Narodzenia. W tymże mieście miało miejsce 5 zdarzeń, które odmieniły na zawsze życie bohaterów. Święta to czas magiczny, lecz nie dla wszystkich: Mikołaj musi pracować, jego syn pozostać sam w domu, Roma opłakuje brak partnera, rodzina Lisieckich skłócona, Betty miała zaraz stać się samotną matką, samobójca się zabić, Tosia ten czas spędza w domu dziecka, a Mel Gibson jest "tym złym", wrednym facetem przebranym za Mikołaja, straszącym dzieci, odbijającym partnerkę, a potem nie mający partnerki. Zdecydowanie dla nich te dni nie zapowiadają się radośnie. Jednak dla każdego z bohaterów następuje zwrot akcji, sytuacja, która odmienia ich życie na dobre, czyli jak to bywa w większości komedii romantycznych, wszystko kończy się happy end' em, co było właściwie do przewidzenia.
W całym tym filmie występują przypadki, a w prawdziwym życiu - oczywiście, że nie! Niektórzy bohaterzy przeszli zmianę, dojrzeli z decyzją i to jak na przykładzie Betty i Mel Gibsona ponownie ich połączyło. Jednak w większości nad ich związkiem zapanował właśnie los, który zdecydował o tym, że na przykład Mikołaj Romę usłyszy w radiu, uderzy ją nie chcąc śnieżką, a potem ponownie ją spotka w centrum handlowym. Albo gdy Szczepan skoczył z dachu i jakimś cudem spadł w właśnie przejeżdżający samochód wiozący choinki, zapewniający miękkie lądowanie. Niestety, mało realistyczne.
Poza tym już z okładki płyty można rozpoznać, kto jest z kim w związku. To jest już pierwsza wskazówka dotycząca zakończenia. Druga - film działał według pewnego schematu: spotyka się dwoje ludzi, następuje zwrot akcji, zakochują się i żyją długo i szczęśliwie!
Był jeden moment, w którym trochę się śmiałam, ale poza tym, nie było żadnego innego zabawnego.
"Listy do M." jeszcze bardziej brzmiały zachęcająco, gdy została ukazana obsada, czyli wszystkie najsławniejsze polskie gwiazdy. Aktorzy uważam, że zostali dobrze dobrani i co do nich nie mam żadnych zastrzeżeń. Każdy odegrał swą rolę dobrze, emocje wyraził, a niektórzy dodatkowo wykazali się odwagą.
Najbardziej spodobała mi się filmowa postać Romy. Wydaje mi się być kreatywną osobą, o marzeniach. Cieszę się, że napotkało ją szczęście razem z Mikołajem oraz z Kostkiem, jego synem.
Film ten jest idealny na zimowy wieczór po kocem. Miło i przyjemnie się go ogląda. Reżyser myślę, że chciał pokazać, że w święta stają się cuda, magię świąt i że nikt w tym czasie nie może być samotny. "Listy do M." nieco zwiodły me oczekiwania, znalazłam także parę niedociągnięć i błędów w reżyserii. Jednak zdecydowanie wolałabym oglądać to niż po raz setny "Kevina", którego w telewizji można zobaczyć co rok!
✰ ✰ ✰ ✰ ✰ ✰ ✰
7 gwiazdek - tyle postanowiłam przydzielić temu filmowi, gdyż wbrew negatywnej stronie, bardzo mi się spodobał. Przypomniał mi, co to magia świąt i szczęśliwe zakończenie w dawniej oglądanych przeze mnie bajkach. Film, pogodny, nietrudny.
~ Marta
Też wspominam dobrze ten film. Tak jak napisałaś, nie jest on wolny od błędów, ale jest to zdecydowanie świetna alternatywa dla Kevina, którego ja osobiście już mam dosyć:)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam całego filmu, ale może jeszcze do niego wrócę :)
OdpowiedzUsuńTeż się z Tobą zgadzam, może to nie jest arcydzieło, ale mi się film podobał, chociaż oglądałam go już jakiś czas temu, śmieszny, trochę taki o rzeczywistości, miła odmiana dla Kevina samego w domu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię "Listy do M.".
OdpowiedzUsuńPierwsza od dawna obejrzana dobra komedia romantyczna! :)
Bardzo dobrze wspominam ten film. "Listy do M." to naprawdę przyjemna historia. :)
OdpowiedzUsuńJa Kocham ten film <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Oglądałam ostatnio w święta z braku lepszego zajęcia i muszę przyznać, ze naprawdę mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńJa oglądałam ten film ale przyznam szczerze pomimo dobrych opinii mi nie przypadł do gustu. Może to za sprawą jednej aktorki, której nie darze sympatią.
OdpowiedzUsuńJak ostatnio leciał w TV to oglądałem. Nie był rewelacyjny ale strona muzyczna całkiem niezła :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film, sama nie wiem czemu. Może ta atmosfera świąteczna:P
OdpowiedzUsuńA ja po prostu uwielbiam ten film i nie zgadzam się z Tobą w paru aspektach. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie piszesz:) Podoba mi się Twój blog :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie IIGA-AA.BLOGSPOT.COM
Jeśli Ci się spodoba możesz zaobserwować, a ja postaram się odwdzięczyć :)
Słyszałam o nim ale jeszcze nie oglądałam, może kiedyś gdy akurat będzie leciał w TV, a ja nie będę miała innej alternatywy to skorzystam
OdpowiedzUsuńA mnie się film bardzo podobał, jedna z ciekawszych polskich komedii romantycznych. Może i nie miałam zbyt dużych wymagań? Było uroczo, zabawnie, świątecznie - wystarczyło. Zwłaszcza kolędy w wykonaniu Karolaka xD
OdpowiedzUsuńNie przepadam za polskimi komediami romantycznymi, ale ta była całkiem oki. Jednak film dla mnie żadną rewelacją nie jest i nie ma w nim nic odkrywczego. :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na taki pogodny film, chętnie obejrzę :-)
OdpowiedzUsuńOglądałam ten film tuż przed samymi świętami, ale mnie tam się podobał. Jasne, wystąpiły tu przypadki, ale w końcu każdy film jest w jakimś stopniu 'naciągany'. I uważam, że jak na polską komedię, to był całkiem dobry.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za polskimi komediami romantycznymi. Zdecydowanie wolę zagraniczne produkcje. "Listy do M." spodobały się jednak mojej mamie. Uważa podobnie jak Ty, że to całkiem przyjemna, świąteczna historia. Ja jednak ten film sobie odpuszczę. :)
OdpowiedzUsuńJak nie przepadam za polskimi filmami, tak ten skradł moje serce ;) Podróbka, nikt nie zaprzeczy, ale bardzo udana i przyjemna w oglądaniu - idealna na zimowe wieczory, przy kubku dobrej herbaty ;)
OdpowiedzUsuń